Test Zipp Tops 50: Tani, ale własny

Zaczyna się robić zielono. Musicie przyznać, że jest naprawdę pięknie. Na to czekaliśmy przez ostatnie pół roku. Nareszcie można wyjechać testowym sprzętem w plener bez ryzyka odmrożeń. Dzisiaj Skuterowo.com delektuje się nie pogodą, ale też mega budżetowym skuterem. To Zipp Tops 50 4T.

Jaki Zipp Tops jest – każdy widzi. To taki nieco bardziej odpicowany marketowiec. Jego główny cel to mało kosztować. Za nieco ponad dwa klocki dostajemy mały, niezbyt oryginalnie wyglądający sprzęt. Oszczędności widać w wielu miejscach – najbardziej na przedniej osi. Nie znajdziecie tutaj hamulca tarczowego. To nie znaczy jednak, że ten skuter nie hamuje. Daje rade po odpowiedniej regulacji.

Test drogowy wypadł nawet fajnie. Czterosuwowy silnik ogarnia ten lekki sprzęt. Po odblokowaniu osiągnięcie 65 kilosów na blacie nie stanowi większego problemu – i to nawet na dotarciu. No właśnie to sprzęt zupełnie nowy z przebiegiem 1 (słownie jednego km). Dzięki temu czuć przyjemny swąd wypalającego się wydechu. Bądźcie spokojni – to normalne.

[nggallery id=177]

Skuterów klasy Topsa jeździ po naszych drogach tysiące. Właściciele tych sprzętów rzadko narzekają na jakieś wielkie awarie – zwłaszcza jednostki napędowej. Mówi się, że to najbardziej trwały element całej konstrukcji. Wszystko przegnije, a serducho będzie biło do końca. Nawet bez oleju.

zipp tops 50 4t 9819_000000Popatrzmy z bliska na poszczególne elementy. Biją w oczy małe koła i takie sobie spasowanie. Miejsca na nogi jest niewiele, tak samo jak na drugiego pasażera. Takim skuterem można komfortowo przewieźć koleżankę, ale pod warunkiem, że jest anorektyczką. Tobie jako kierownikowi powinno być nieco wygodniej. Miejsca na nogi i kolana nie jest zbyt dużo, ale da się przeżyć. Ci z tyłu mają dużo gorzej.

Generalizując można powiedzieć, że Zipp Tops nie wyróżnia się niczym szczególnym, – no może poza jedną opcją, którą są światła postojowe działające nawet po wyłączeniu silnika. Zapomnieliśmy się i podczas kręcenia tego Zipp’a nie zauważyliśmy, że tylna i przednia lampa świeci. Po chwili okazało się, że z akumulatora uciekł cały prąd. Operator wypowiedział pod nosem soczyste słowo na literkę “K” i przeszedł do procedury uruchamiania awaryjnego.

Po chwili irytacji mogliśmy już odjechać w siną dal. Dosłownie siną… Pokonaliśmy jeszcze kilkadziesiąt kilosów tym skuterem. Mała masa i gabaryty sprawiają, że ten sprzęt ma coś w sobie. Powraca też pewien sentyment do starych czasów… w końcu wielu z nas zaczynało swoją przygodę od takiej maszyny. Jakikolwiek by to nie był skuter to zawsze skuter… dla wielu spełnienie marzeń.

Ciąg dalszy pod materiałem wideo

Leszek Śledziński

Emerytowany dziennikarz motoryzacyjny portalu Jednoślad.pl

Inne publikacje na ten temat:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button