Studzienki na Polskich Drogach? Wieczne zapadnięte i niebezpieczne

Skup butelek, zwały śmieci w rowach i lokalne podtopienia (!) – czasy się zmieniają, władze też, baaa nawet ustrój zdążył się “przepoczwarzyć”, ale z tymi, zdawałoby się dość prostymi sprawami, żadna z odmian Polski nie potrafiła, nie potrafi i nic nie wskazuje na to by kiedykolwiek poradzić sobie miała.

Jest jeszcze jedna z nie rozwiązywalnych kwestii – studzienki kanalizacyne! Zawsze są na jezdni, zawsze są zapadnięte, albo wręcz przeciwnie, wystają z asfaltu i niemal zawsze są tak usytuowane, że trzeba lawirować, bo bez tego, koła naszych pojazdów z pewnością na nie trafią. Powstaje więc logiczne pytanie czy charakterystyczne okrągłe pułapki musza być właśnie w jezdni?

Po długich poszukiwaniach, rozmowach – wręcz “śledztwie” w sprawie… nie mam najlepszych nowin… Po pierwsze to coś w rodzaju “tradycji”…
Od studzienek zaroiło się wraz z powojennym cywilizacyjnym “skokiem”. Kiedy to zamiast rynsztoków pojawiła się cywilizacja własnie i rury zaczęto wkopywać w ziemię. A, że jak wiadomo wtedy ziemia była “wspólna” to najprościej
było rury “wrzucać” pod równie wspólne – czyli państwowe nie spiesznie ale jednak wtedy budowane drogi…
I tak wkopywano kolejne rury wpierw wodociągowe, potem kanalizacyjne potem telekomunikacyjne itp, itd…
A że każdy do swej rury czasem zajrzeć musi, studzienek przybywało, przybywa i przybywać będzie…

Paradoksalnie tzw. nowe czasy tylko zjawisko nasiliły, bo teraz niemal każda droga, ulica czy gminny dukt zarządzane, utrzymywane, remontowane czy przebudowaywane są przez inną instytucję, zaś to co wokół nich najczęściej jest… prywatne. Efekt? Nadal wkopuje się co popadnie pod jezdnię, bo gdyby zdobywać pozwolenia na przekopanie się przez kolejne, prywatne działki pewnie przez ponad dwadzieścia pare lat nowej Polski, nie powstał by nawet kilometr żadnej instalacji.
Ot, taka już nasza Polska mentalność. Niech “budują, organizują, ulepszają” ale nie u mnie…

Pozostaje kwestia kluczowa. Po pierwsze: dlaczego owe włazy są najczęściej: ani na środku ani tez nie całkiem z boku pasa jezdni tylko idealnie pod kołem prawidłowo jadącego? Po drugie: czemu spotkanie z nimi to nie kończący się test zawieszeń, a w przypadku jednośladów, nie rzadko walka o życie… Znalezienie odpowiedzi na takie, zdawało by się proste skądinąd pytania to niczym rozwikłanie zagadki nieśmiertelności! Kilku drogowców – praktyków z którymi zdarzyło mi się rozmawiać roztoczyło przede mną wizję “specyfiki” tego co pod jezdną się znajduje…”Że owych rur, instalacji i nitek nijak nie sposób położyć ot, tak pod środkiem jezdni”…

Tłumaczenia te, były przy tym tak mętne, pokrętne i zawiłe, że oszczędzę wam “pikantnych” szczegółów – słowami – nie da się inaczej… Przyjrzałem się wiec baczniej nawet tym nielicznym, ale jednak czasem przejeżdżanym, nowym kawałkom dróg i ulic. I rzeczywiście. Na nowo projektowanych i tyle co zbudowanych ulicach, studzienek wcale nie jest mniej. Fakt, że jeszcze nie prują opon, nie urywają zawieszeń i wyrzucają kozłem przez kierownice motocyklistów i rowerzystów, możemy zawdzięczać tylko temu, że jeszcze nie zdążyły się zapaść albo “wybulić” (niepotrzebne skreślić).

Czyli pytanie numer dwa. W stołecznym Zarządzie Dróg Miejskich odwieczny problem studzienkowy tłumaczą… fuszerkami wykonawców! Otóż “ZDM” zleca remonty i budowy różnym firmom (bo sam ZDM to w zdecydowanej mierze zbiorowisko urzędników – teoretyków – do wyższych celów powołanych, a nie do grzebania się w asfalcie albo co gorsza w kanałach…)
A owe firmy nawet jak znają się na asfalcie to na studniach i włazach już niekoniecznie. Więc albo partaczą to same, albo podnajmują jeszcze kogoś… Warto przy tym wspomnieć, że standardowa gwarancja na studzienkę to trzy lata.
Czyli w ramach gwarancji najczęściej odbywa się: oblepianie, sztukowanie i udawanie, że niby jest OK, byle taniej “opędzić” problem, zaś już po gwarancji, zwykle nie odbywa się nic.

Zapadnięte lub wystrzelone w kosmos ponad powierzchnie asfaltu studzienki są zjawiskiem tak powszechnym, że z powodzeniem mogły by zastąpić Orła Białego w roli godła naszego kraju i wydaje się, że żadna siła, żaden oddział inżynierów czy tez liczna (niczym Północnej Korei) armia budowniczych w pomarańczowych kamizelach, ba minister
żaden nawet, nie są w stanie nic z tym zrobić!?

Jednego z moich znajomych na rozmowie kwalifikacyjnej w staraniach o prace spytano:
– “dlaczego studzienki kanalizacyjne są okrągłe? A nie np. kwadratowe bądź trójkątne”?

Ciąg dalszy pod materiałem wideo

Chłop jest pragmatykiem, wiec odparł po namyśle:

– “Bo są odlewami, a okrągłe łatwiej wykonać i wyciągnąć z tzw. formy, bo jak np. najdzie na nie ciężarówka to obciążenia rozkładają się równomiernie, bo łatwiej je obrabiać na tokarkach do odpowiedniego rozmiaru no i dlatego, że np. w kwadratowych, na rogach mogłyby się gromadzić zanieczyszczenia”…

Roboty nie dostał, hmmmm…

Post Scriptum. Ów Znajomy wcale nie starał się o prace w drogownictwie ani w działce odzysk złomu…

vito

Co-dziennie usiłuję rozwikłać wielka tajemnicę wszechświata jak to się dzieje, że mimo TYLU przeciwności, starań wielu służb, urzędów i mudurowców itp...polskim kierowcom jednak udaje się zwykle dojeżdzac do celu. Motoryzacja? To moja pasja i...praca...:)

Inne publikacje na ten temat:

4 opinii

  1. A więc autor nie zdradził prawidłowej odpowiedzi do pytania z końcówki tekstu:
    Dlaczego studzienki kanalizacyjne są okrągłe? A nie np. kwadratowe bądź trójkątne”?
    Odpowiedź jest prosta: Dlatego że dzięki temu nie wpadnie do środka. Gdyby była kwadratowa prostokątna to po przekątnej miałaby możliwość wpaść do środka. Trójkąt równoboczny ewentualnie mógłby stanowić alternatywę lecz pomyślcie jak dziwnie by wchodziło się do środka 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button