Lepiej kupić używany skuter/motocykl czy nowy w kredycie?

Wielu naszych Użytkowników wraz z pierwszymi wiosennymi promykami słońca kieruje do nas pytanie: Co wybrać – nowy czy używany? Za gotówkę czy w kredycie? Temat ten jest długi i szeroki jak Sahara, ale podejmujemy wyzwanie odpowiedzi.

Wszystko zależy od Twojego podejścia i subiektywnej wizji. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że pewnej grupy nie przekonamy do zakupu nowego skutera czy motocykla. Inni z kolei akceptują jedynie nówki z salonu.

Ja osobiście należę do drugiej grupy użytkowników. Mój pogląd dyktuje mi osobisty pogląd i negatywne doświadczenia związane z używanymi skuterami czy motocyklami. Nie, nie jestem snobem i nie mam pod poduszką zwitków gotówki. Staram się być racjonalny i takie argumenty staram się w każdej dyskusji wyciągać. Jakie to są?

1. Prawdziwe okazje na rynku wtórnym to rzadkość. Tym bardziej jeśli mówimy o sprowadzanym sprzęcie z komisu. Tak naprawdę ciężko zweryfikować autentyczność przebiegu, tym bardziej jeśli pojazd nie ma oryginalnej książki serwisowej z kompletem podbitych przeglądów.

2. Stan techniczny to umowna kwestia. Sprzedający może upierać się, że naszym wymarzonym jednośladem wcześniej jeździła starsza Pani. Nie zweryfikujemy tego w prosty sposób.

3. Bezwypadkowość. Wokół niej krążą legendy. Racja – szlif to nic strasznego i nie musi wpływać na wartość pojazdu. Jeśli zdarzył się w przeszłości to wystarczyło jedynie wymienić kilka plastików czy lusterka, by sprzęt był w pełni wartościowy. Gorzej jeśli nasze przyszłe moto było uszkodzone do tego stopnia, że konieczna była naprawa elementów nośnych, np. ramy. Producenci nie przewidują np. wspawania nowej główki ramy. Taki pojazd należy albo przełożyć na nowy szkielet, albo zezłomować. Mimo to na rynku, (zwłaszcza sportowych i większych pojemności) takich motocykli i skuterów nie brakuje. Jeśli naprawa jest dobrze zamaskowana nie zorientujemy się, że coś było na rzeczy.

4. Wydatki. Cena za jaką kupimy wymarzone dwa kółka to jedno. Druga kwota to znak zapytania. Nie wiemy co kiedy się rozsypie. Być może nasza maszyna nie będzie wymagała wkładu finansowego, jednak trzeba zawsze zakładać bardziej prawdopodobną opcję. Zatem zakup taniej używki może okazać się nabyciem skarbonki. Sam tak miałem – kupiłem skuter, który na jeździe próbnej śmigał bez problemu. Po tygodniu przemieszczał się tylko na przyczepce.

5. Niepewność, brak zaufania do sprzętu. Leciwy sprzęt z niepewną przyszłością nie budzi u mnie zaufania. Boję się jak ognia niezapowiedzianych usterek. Nie chodzi tylko o to, że moje moto w trakcie sezonu będzie musiało stać w serwisie. Gorzej będzie jak dwa kółka staną w szczerym polu 50 kilometrów od domu. Co wtedy? Laweta, holowanie czy przyczepa? Też mam już taką historię na swoim koncie. To właśnie ona odpowiada za mój wewnętrzny uraz do oszczędzania na sprzęcie.

Kupiłem sobie święty spokój. Sprzedałem swój używany skuter i decydując się na kolejny jednoślad przemyślałem sprawę. Doszedłem do wniosku, że kupie coś na dłużej i coś czemu będę mógł zaufać. Przy tej okazji nabyłem święty spokój i pewność, że do serwisu będę jeździć tylko wtedy, kiedy wybije data przeglądu gwarancyjnego.

Ciąg dalszy pod materiałem wideo

Spokój kosztuje. To prawda. Jednak w przeszłości skalkulowałem sobie wszystkie wydatki związane z obsługą moich pechowych używek. Wynika z nich, że prowadzone regularnie naprawy (np. wymiana paska, wariatora, sprzęgła, opony tylnej, linki gazu, regulacje) przewyższyły koszty miesięcznych rat za nowy motocykl. Przez to zdecydowałem o sprzedaży starego skutera i odzyskanie choćby części utopionych pieniędzy. Następnie ten sam pliczek banknotów przetransferowałem na pierwszą wpłatę przy zakupie na kredyt nowego motocykla. Ten był na gwarancji podczas której nic nie miało prawa nawalić. Tak też okazało się w rzeczywistości.

Planując dalsze wypady za miasto nie myślałem już w kategoriach “czy dojedzie”, dla mnie to bardzo ważne. Nie chce się stresować  i cały czas kontemplować “czy to klekotanie to uszkodzone łożysko czy wariator”. Za to mogłem się po prostu skupić na przyjemności z eksploatacji nowego jednośladu.

“Mnie nie stać na nowy, jak ciebie Warszawioku”. Tak, wiem, że część tak pomyśli. Jednak naprawdę da się kupić markową nówkę za 350 PLN miesięcznie przy rozsądnym oprocentowaniu, a czasem nawet zerowym. Czy to aż tak dużo? Zdobycie takiej dodatkowej kasy w naszym budżecie często zależy tylko od naszej determinacji.

Utrata wartości bierze w łeb cały ten interes. Tak, jeśli kupujesz nowe moto i za rok, albo dwa je sprzedaż. W momencie kiedy planujesz zakup na więcej sezonów amortyzacja sprzętu przebiega w mniej gwałtowny sposób i pracuje tylko na Ciebie.

Takie są moje doświadczenia i w taki sposób ukształtowały one moje subiektywne podejście do tematu. Wiem, że wielu się ze mną nie zgodzi, zwłaszcza Ci, którzy nie mieli w przeszłości tylu powodów do uprzedzeń w temacie używanych jednośladów. Jednak warto pochylić się i jeszcze raz zastanowić – czy koniecznie muszę jeździć używką? Czy naprawdę mnie nie stać?

Przemysław Borkowski

Kocha wszystko co ma dwa koła i silnik - nawet ten elektryczny. Gdyby wiertarka miała koła, też by na niej jeździł. Prywatnie fan dobrego rockowego brzmienia i kultur orientalnych.

Inne publikacje na ten temat:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button