Czy możemy już przestać narzekać na polskie drogi?

Zima dla mnie to czas prawdziwego turnee po Polsce. Przez ostatnie 2 miesiące zrobiłem 7 000 kilometrów, rzecz jasna samochodem, bowiem pogoda już nie “ta”. W trakcie tych podróży naszła mnie refleksja – czy można już uznać, że polskie drogi są “cywilizowane”?

Na przestrzeni ostatnich 5 lat wiele się zmieniło – do większości największych polskich miast dotrzemy drogą, która ma więcej, niż 1 pas ruchu oraz więcej, niż 1 jezdnię. Dla mnie jest już bez znaczenia czy to ekspresówka czy autostrada. Jak dla z tych drugich można by zrezygnować na rzecz dróg ekspresowych właśnie. Ważne, aby nie było kolizyjnych skrzyżowań, co chwilę stawianych ograniczeń i fotoradarów oraz można było wyprzedzać zawalidrogi. Takich dróg w Polsce mamy już 3164,9 km, plus oczywiście inaczej sklasyfikowane “dwupasmówki” poza terenami zabudowanymi o statusie dróg krajowych, jak na przykład DK 1 pomiędzy Piotrkowem Trybunalskim, a Częstochową.

Podczas swoich wojaży często odwiedzam Poznań, Łódź, Bydgoszcz, Gliwice, Trójmiasto, Podkarpacie, Wrocław czy Kraków. Właściwie wszędzie, wyruszając z Warszawy jestem w stanie dojechać mając przez cały czas przed oczami więcej, niż jeden pas w swoim kierunku. Wyjątkiem tutaj jest Podkarpacie i Kraków, których drogowe połączenie woła o pomstę do nieba. DK 7 jest jak dla mnie jedną z najbardziej znienawidzonych tras. Non stop teren zabudowany, fotoradar, 50, 70, światła, przejście, szkoła, TIRy, traktory, lisy, barany i dzikie świnie…

Jednak dla tych dróg pojawiły się alternatywne! Ok, są dłuższe, ale przynajmniej dają możliwość oszacowania czasu przejazdu. Wiem, że dla Was jazda z Warszawy do Krakowa przez S8, DK1 i A4 może wydawać się lekką przesadą, jednak cenię sobie spokój i na rzecz jego mogę nieco nadłożyć kilometrów. Z zegarkiem w ręku mogę przyjechać na umówioną godzinę, co do minuty. Wiadomo, są też czynniki ryzyka w formie huraganu, wybuchu wojny czy wypadku drogowego. Niemniej szanse na “niespodzianki” na drogach dwujezdniowych są zdecydowanie mniejsze. Po kolejne – lubię jeździć, zwłaszcza kiedy można po prostu włączyć tempomat i się spokojnie turlać łykając kolejne kilometry.

Tak jest właśnie na autostradach i ekspresówkach (pod warunkiem, że nie jest przedświąteczny weekend i nie spotkamy ofermy drogowej, która jedzie 90 km/h lewym pasem nikogo nie wyprzedzając). Ostatnio bardzo się zdziwiłem jadąc do Bydgoszczy pokonując ten dystans ze średnią prędkością 120 km/h! Podobnie jest w przypadku jazdy na Śląsk. Warszawa – Gliwice to dzisiaj 3 godziny jazdy. Szok. Nie tak dawno trzeba było liczyć 4-5 h w samochodzie. Kiedy zostanie oddany brakujący odcinek A1 i obwodnica Częstochowy to możliwe, że zaoszczędzimy kolejne 30 minut życia.

A propos Górnego Śląska – moim zdaniem skomunikowanie tego regionu jest po prostu bajeczne! Niemal do każdego kluczowego miasta GOP dotrzemy albo A4, albo A1 czy DTŚ-ką. Jedynym problemem są bramki na A4 (darmowe dla ruchu lokalnego) powodujące korki w godzinach szczytu! Ten absurd ma wkrótce zostać rozwiązany (trzymamy ludzi z Wiejskiej za…).  Kiedyś jazda z Gliwic do np. Katowic była masakrą. Mało kto decydował się na dojazd samochodem. Sytuację mógł ratować tylko pociąg (35 minut). Autobus na pokonanie tego dystansu potrzebował trzy razy tyle. Samochodem jak się miało duuże szczęście można było być w godzinę. Dziś, jeśli na bramkach jest znośnie na miejsku możemy być w około 30 minut.

Najbardziej szokującym drogowym doznaniem dla mnie była jazda z Trójmiasta do Warszawy, zaraz po oddaniu A1 i A2. Dawno się tak nie zdziwiłem. Niegdyś jedna z najbardziej znienawidzonych podróży stała się wyprawą do niemal “sąsiedniego” miasta. Teraz na hasło “weekendowy wypad nad morze” nie reaguje atakiem szyderczego śmiechu.

Mam również wrażenie, że na drogach powiatowych, krajowych, a nawet gminnych sporo się zmieniło. Nie mówię tutaj o monitorowaniu ruchu na światłach czy nowych barierkach. Mam na myśli nawierzchnię. Kurcze, sporo dróg po których kiedyś jeździło się z zaciśniętymi zębami pokonuje się teraz na pełnym luzie. Przez ostatnie lata zrobiliśmy sporo, serio, tak uważam.

Ta jakość dróg ma ogromne znaczenie dla nas, motorowerzystów i motocyklistów. Jak wiecie doskonale jednoślady są milion razy bardziej wrażliwe na jakość i siatkę dróg. Każdy z nas ma świadomość, że wpadnięcie w każdą dziurę, zapadniętą studzienkę to walka o przetrwanie.

Ciąg dalszy pod materiałem wideo

Muszę jeszcze dodać jeden akapit, by nie narazić się na zbiorową chłostę i hejt. Tak, zdaję sobie sprawę z faktu, że jest jeszcze mnóstwo do zrobienia. Wiem, że być może w Twojej okolicy na drogach są kratery jak po upadku komety. Tak samo pamiętać należy, że jeszcze sporo miejscowości nie ma obwodnic, co jest skandalem. Jednak warto spoglądać na wszystko z nieco większej perspektywy z której widać ogromną poprawę. Cieszmy się z tego, że w końcu coś zaczęto robić, choć nadal zbyt mało, zbyt wolno i zbyt drogo

Leszek Śledziński

Emerytowany dziennikarz motoryzacyjny portalu Jednoślad.pl

Inne publikacje na ten temat:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button